Od kilku lat kolej regionalna w Polsce jest przedstawiana jako kluczowy filar transformacji transportowej. Mamy inwestycje w nowe składy, rewitalizacje linii, kampanie społeczne o „zielonym transporcie”. Ale za tym rozbudowanym PR-em kryje się niewygodna prawda: dla wielu obywateli kolej staje się coraz mniej dostępna. I nie chodzi tylko o frekwencję czy ceny biletów. Chodzi o to, że jeśli jesteś „pasażerem z dodatkowymi potrzebami” — czyli np. jedziesz z rowerem — system zaczyna cię odrzucać.
To nie teoria. To codzienność tysięcy ludzi, którzy chcą połączyć rower z pociągiem — najczystszą i najefektywniejszą kombinacją transportową. W tym tekście spoglądamy na sytuację z punktu widzenia rowerzysty, którego – zamiast wspierać – coraz częściej się ignoruje lub wręcz wyprasza z pociągu. Skupimy się też na sprawie Kolei Dolnośląskich i cichej regulacji z 14 lipca 2025 roku, która jasno pokazuje, jak łatwo w Polsce można ukryć decyzje uderzające w dostępność kolei — pod pozorem „bezpieczeństwa”.
Ale żeby nie było tylko gorzko — pokażemy też, że można inaczej. Że w Szwajcarii, Danii, Niemczech czy Austrii kolej i rower są partnerami, a nie rywalami. Że to nie kwestia pieniędzy, lecz wyobraźni i dobrej woli.
Pociąg? Tylko nie z rowerem
Dla rowerzysty pociąg regionalny to naturalny sprzymierzeniec – w teorii. Chcesz dojechać na wycieczkę, do pracy, wrócić po treningu czy uniknąć korków i spalin? Wsiadasz z rowerem do pociągu. Tyle że… nie bardzo masz gdzie.
We współczesnych pociągach regionalnych, zarówno tych nowych, jak i modernizowanych, miejsc dla rowerów jest śmiesznie mało – często 4 do 6, niezależnie od długości składu czy dnia tygodnia. Co więcej, nowy tabor, zamawiany przez przewoźników w 2024 i 2025 roku, nie przewiduje zwiększenia liczby miejsc rowerowych – mimo rosnącej popularności roweru jako środka transportu. To ignorancja? Lenistwo decyzyjne? A może strach przed odpowiedzialnością, gdy rowery nie zmieszczą się w awaryjnie skróconym składzie?
Koleje Dolnośląskie wprowadzają ograniczenia po cichu
Wyobraź sobie taką scenę: piękny letni poranek, ruszasz z rowerem na dłuższą wycieczkę po Dolnym Śląsku. Na trasie planujesz przejazd pociągiem KD — idealnie, bo ekologicznie i wygodnie. Wchodzisz do pociągu i… dowiadujesz się, że wszystkie miejsca na rowery są zajęte. Konduktor, wzruszając ramionami, mówi: „Nie przewidziano więcej miejsc. Musi pan poczekać na następny pociąg, o ile tam się pan zmieści”.
A teraz wyobraź sobie, że nowoczesny skład Kolei Dolnośląskich, dumnie opisywany w broszurach, ma cztery miejsca na rowery. Cztery. W pociągu na 300 osób. Z takim absurdem zmagają się rowerzyści w Polsce na co dzień. I nie chodzi już tylko o brak miejsc. To cały system, który nie traktuje roweru jako pełnoprawnego uczestnika transportu, lecz jako problem do ominięcia, „bagaż specjalny”, który najlepiej żeby nie istniał.
Najlepszym przykładem tej polityki są działania Kolei Dolnośląskich z 14 lipca 2025 roku. Bez konferencji, bez zapowiedzi, bez choćby wpisu na Facebooku, KD wprowadziły rezerwację miejsc na rowery. Turyści planujący ostatni weekend z rowerem, dopiero przy zakupie biletu orientowali się, że… ich rower „nie wchodzi”.
Decyzja została uzasadniona względami bezpieczeństwa. I o ile możemy zrozumieć to, bo niejednokrotnie sami byliśmy świadkami przeładowanych rowerami składów, to nie rozumiemy, czemu nie zostało to jasno i uczciwie zakomunikowane. Zamiast tego w wielu przypadkach było zaskoczenie.
Pasażerowie, dowiadywali się o nowym przepisie przy zakupie biletu. Czy to jest dostępność? Czy tak traktuje się pasażera, któremu jeszcze dzień wcześniej reklamowano „rowerowy wagon”? Bez komunikatu, bez informacji w mediach, bez konsultacji. W ten sposób rowerzyści zostali wyrzuceni z kolei bocznymi drzwiami, a pasażerowie, którzy nie zauważyli nowych przepisów, narażają się odmowę wejścia do pociągu. Choć te odmowy stosują w KD już od dawna.
Niestety, „postowanie” pociągów rowerowych (który w taborze KD jest zaledwie jeden) na Instagramie nie wystarczy, by realnie wspierać zrównoważony transport.
To nie tylko problem rowerzystów
Choć tekst ten skupia się na użytkownikach rowerów, nie sposób nie zauważyć, że to część większego problemu – systemowej niedostępności kolei dla różnych grup. Osoby z niepełnosprawnościami, rodziny z wózkami dziecięcymi, – oni również zmagają się z barierami: brak wind, niedostosowane perony, zbyt mało miejsca na większy bagaż czy po prostu brak informacji.
Jeśli kolej ma być naprawdę „dla każdego”, to nie może być tak, że każdy, kto odbiega od „standardowego pasażera”, staje się problemem.

Europa mówi: da się
Przyjrzyjmy się, jak to robią inni. W Szwajcarii rower to nie problem. To element systemu. Każdy pociąg regionalny ma miejsce na rowery, a podróż z nimi jest wspierana i ułatwiana. Koleje SBB oferują pasażerom specjalne pokrowce, dzięki którym złożony rower traktowany jest jako zwykły bagaż — bez opłat, bez rezerwacji.
Dodatkowo – w sezonie letnim – w wielu pociągach zwiększana jest liczba wagonów. Z wyprzedzeniem informuje się pasażerów o obłożeniu, a system rezerwacji jest przejrzysty.
W duńskich pociągach regionalnych rowery są powszechnie akceptowane. Nie jako wyjątek, ale jako codzienność. Tam nie ma paniki, że „rowery się nie zmieszczą”. Pasażer wsiada, przypina rower do specjalnych uchwytów i jedzie. Przestrzenie są szerokie, oznakowane, zaprojektowane od podstaw z myślą o rowerzystach.
W Niemczech rezerwacja miejsc na rowery jest obowiązkowa tylko w godzinach szczytu. Poza tym — elastyczność. Pasażer wie, czego się spodziewać, bo wszystkie informacje są dostępne w aplikacjach, na dworcach, w automatach.
W Austrii specjalne wagony dla rowerów są normą na trasach turystycznych, a w wielu przypadkach przewóz roweru jest darmowy. Koleje ÖBB traktują rower jako strategicznego sojusznika w ograniczaniu emisji dwutlenku węgla.
Ekologia i transport przyszłości
Rowery i kolej to naturalne połączenie dla przyszłości transportu. Promowanie transportu zeroemisyjnego wymaga nie tylko kampanii reklamowych, ale przede wszystkim przyjaznej infrastruktury. Polityka klimatyczna nie może kończyć się na zielonym logo na pociągu. Rowerzysta, który nie ma jak przewieźć roweru koleją, często wraca do samochodu – co z perspektywy ekologicznej jest całkowitą porażką.
Tymczasem polskie koleje, zamiast wprowadzać europejskie standardy, robią uniki. Stawiają na „estetykę marketingową”, a nie realną dostępność. Liczba rowerów, które można zabrać do pociągu, nie rośnie – a w wielu przypadkach maleje. Decyzje podejmowane są za zamkniętymi drzwiami, bez konsultacji społecznych, a pasażer dowiaduje się o zmianach dopiero, gdy nie może wejść do wagonu.
Co można zrobić? Propozycje zmian
Nie chodzi o rewolucję. Chodzi o uczciwość, otwartość i inspirację gotowymi rozwiązaniami:
- Wprowadzenie jasnych zasad rezerwacji rowerów – ale z marginesem elastyczności.
- Zwiększenie liczby miejsc na rowery w nowych pociągach – minimum 10% miejsc pasażerskich.
- Specjalne wagony rowerowe w sezonie letnim – np. weekendowe, wakacyjne.
- Możliwość przewozu złożonego roweru jako bagaż (jak w Szwajcarii).
- Konsultacje społeczne przy zmianach w regulaminach przewozów.
- Uczciwy marketing – promujemy to, co realnie oferujemy.
Kolej dla każdego, nie dla wybranych
Dostępność kolei regionalnej w Polsce nie powinna być przywilejem – powinna być standardem. Rowerzyści to nie problem. To partnerzy w walce o czyste powietrze, mniejsze korki i zdrowsze społeczeństwo. Decydenci kolejowi muszą to zrozumieć i przestać projektować tabor, regulaminy i komunikację dla „standardowego” pasażera bez potrzeb. Kolej ma potencjał być środkiem transportu przyszłości. Ale tylko wtedy, gdy przestanie marginalizować tych, którzy dziś już nią jeżdżą – mimo wszystko.

