– Jak to nie byłeś nigdy w Przemyślu?!

-No nie byłem. Po prostu.

– To musimy tam pojechać!

Ta niewinne z pozoru pytanie stało się przyczynkiem do powstania trasy rozpoczynającej sezon na bikepacking. Weekend majowy, choć nieco skrócony – bo pracować musi ktoś by nie pracować mogli ci co zawsze – był terminem idealnym. Może nie do końca pod kątem pogody, która z roku na rok staje się coraz bardziej opryskliwa i nie chce współpracować aż do trzeciej dekady maja.

Nie cel jest drogą

Idealne było też miejsce. Przemyśl – na całe szczęście – nie jest pierwszą destynacją do której podążają turyści z kiełbasą i jednorazowym grillem pod pachą. Takich destynacji zresztą na naszej trasie miało nie być w ogóle. Tłumy zostawiliśmy z boku, bo odpoczywać można tylko w ciszy.

– No ale gdzie pojedziemy?

Dobre pytanie. Przemyśl na szczęście jest o tyle ciekawym punktem na mapie, że w którym kierunku nie ruszymy, będzie ciekawie. Wschód z wiadomych przyczyn, ale i też z powodu braku paszportów skreśliliśmy od razu. Z nadzieją spoglądamy w przyszłość by móc swobodnie i bez stresu te rejony odwiedzić. Północ zaś choć wydawała się ciekawa, została zdyskwalifikowana przez brak rozsądnego połączenia powrotnego do Wrocławia.

– Jedźmy w góry!

Świetny pomysł! Zróbmy tak właśnie. Weźmy tylko poprawkę że w górach z torbami będziemy wolniejsi i kilometry będą się ciągnąć dłużej. Nic nie szkodzi! Wyrysowana trasa liczyła lekko ponad 400 kilometrów które w ciągu trzech dni siłą nóg własnych należało przejechać.

Pogórze Przemyskie i Dynowskie czyli Green Velo

Green Velo to największy projekt rowerowy w naszym kraju. Jego fragmenty pokonywałem już wcześniej, na północy Polski i nie zawsze było to przyjemne doświadczenie. Co innego na Podkarpaciu. Cały przejechany odcinek wzdłuż Sanu był asfaltowy i bardzo przyjemny. Jedyny trudniejszy podjazd za Przemyślem pozwolił w sobotni poranek rozruszać nieco nogi i obudzić umysł to niedospanej nocy.

Dolina Sanu jest miejscem niedocenionym. Na całe szczęście. O ile większość osób Podkarpacie kojarzy głównie z Bieszczadami, to tuż przed nimi jest miejsce, które zachwyca swoim krajobrazem i bogactwem przyrodniczym. Można tutaj spotkać i orła bielika i łosia. Czyste powietrze sprawia, że co chwilę na naszej drodze pojawiają się bociany. Życie toczy się niespiesznie, co sprawia że i jazda na rowerze jest tutaj przyjemna. Przechodzenie przez bujające się, wiszące mosty, jest dodatkową atrakcją – i wyzwaniem, gdy ktoś walczy z lękiem wysokości czy chorobą lokomocyjną.

san bikepacking

Miejscem granicznym i bramą do kolejnego świata jest uzdrowisko w Rymanowie. San biegnie sobie swoim niespiecznym nurtem w kierunku północnym, my zaś wkraczamy do Beskidu Niskiego.

Beskid Niski – czyli komercja jeszcze tu nie zajrzała

Za każdym razem, gdy ktoś wypowiada mainstreamowe hasło „Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”, pytam – A w Beskidzie Niskim byłeś? I o ile Bieszczady są wspaniałe i niezwykłe pod kątem walorów przyrodnicznych, to w ostatnich latach dzikie tłumy ze stolicy stawiające dziwne obiekty architektoniczne gdzie popadnie, sprawiły że czaru Bieszczad nie czuję.

Co innego Beskid Niski. Zapomniany i schowany gdzieś na końcu Polski obszar nie przyciąga tłumów turystów. Na całe szczęście. Zielone pola i lasy swoją dzikością zachwycają i koją. Historycznie jest to obszar zamieszkały przez Łemków, co łatwo odkryjecie w charakterystycznej architekturze i wspaniałych cerkwiach, które są ukryte niemal w każdej wsi. Dedykowany jest im nawet szlak architektury drewnianej.

Sercem Beskidu Niskiego jest Magurski Park Narodowy w którym kończymy pierwszy dzień bikepackingowej przygody. Niestety ani wilki, ani rysie, czy niedźwiedzie, które zamieszkują tutejsze lasy nie chciały się z nami spotkać. Choć Natalia twierdzi – że na całe szczęście.

beskid niski

To co jest jeszcze ciekawym wyróżnikiem tego rejonu Polski to tanie i bardzo tanie noclegi. Wystarczyło wybrać pierwszy lepszy numer do agroturystyki, by za 45 złotych móc w komfortowych warunkach odpocząć i się wyspać. Każdy kto wybiera się na bikepacking i woli namiot, też nie będzie zawiedziony. Mnogość pól biwakowych – płatnych i bezpłatnych, a przede wszystkim genialnych miejscówek do spania na dziko tutaj nie brakuje.

Z wizytą na Słowacji

Beskid Niski rozciąga się również na południe. Do granicy polsko-słowackiej z Krempnej, w której nocowaliśmy mamy 14 kilometrów umiarkowanego podjazdu, który dopiero w samej końcówce da mocniej w kość.

W przeciwieństwie do dnia wcześniejszego, poranek obudził nas mgłą i mokrymi drogami, które jak się okazało – miały nam towarzyszyć przez większość dnia. Trudnego dnia, w którym tempo dyktowały warunki atmosferyczne. Już w pierwszych kilometrach lekka mżawka przeobraziła się w ulewny deszcz który złapał nas w środku lasu. Nie pomagał również wiatr, którego intensywność kazała koncentrować się by nie zdmuchnęło nas na drugą stronę drogi. O ile bikepacking z torbą trójkątną w ramie jest świetnym rozwiązaniem, to w takich sytuacjach chciałoby się tej torby pozbyć.

Podróż do Bardejova, największego ośrodka miejskiego słowackiego Beskidu Niskiego, mimo trwała więc długo. Gorąca kawa okazała się wybawieniem, a przebijające się przez chmury słońce dawało nadzieję, że dalsza część dnia będzie łatwiejsza. Nic bardziej mylnego. O ile deszcz odpuścił, to wiatr ani nie zamierzał. Było przenikliwie zimno, a my zastanawialiśmy się gdzie jest te 14 stopni zapowiadane przez pogodynki.

Aquavelo – szlak rowerowy Doliny Popradu

Wraz z wjazdem do Bardejova, wkraczamy na szlak Aquavelo. To lokalna inicjatywa sieci rowerowych ścieżek, w większości prowadzących po istniejących drogach o niskim natężeniu ruchu, która prowadzi do lokalnych uzdrowisk. Sieć ta ma jednolite oznakowanie, chociaż wielokrotnie łączy się i korzysta z infrastruktury innych rowerowych projektów: EuroVelo 11 i VeloKrynica. Celem projektu jest wzajemna współpraca pomiędzy ośrodkami, ale też by turystyka rowerowa stała się jednym z ważnych elementów tego regionu.

Nie jest to jednak szlak w 100% asfaltowy, więc rowerzyści preferujący kolarstwo szosowe muszą mieć to na względzie. Zdarzają się fragmenty, które jakimkolwiek rowerem ciężko pokonać – jak np. z przełęczy Obidza w kierunku Szczawnicy.

aquavelo

To, co zasługuje na uwagę to mnogość MOR-ów, czyli Miejsc Obsługi Rowerzystów. Charakterystyczne dla całej sieci Aquavelo wiaty pozwalają odpocząć, czy schronić się przed deszczem. Infrastruktura wielu tych obiektów pozwala również na zrobienie ogniska, czy załatwienie potrzeby w WC. Ponadto na niektórych można znaleźć prąd do podłączenia ładowarek urządzeń elektronicznych.

Trasa Eurovelo od Krynicy do Nowego Sącza biegnie powoli w dół i choć zdarzają się krótkie i sporadycznie wymagające podjazdy, to są one krótkie, a następnie są o wiele dłuższe zjazdy, a my sukcesywnie jesteśmy coraz bliżej poziomu morza. Zmienia się również krajobraz. Góry wokół są wyraźnie wyższe, dając więcej cienia i jednocześnie – chłodu.

Beskid (Wypychowy)

Beskid Niski został dawno temu za nami, ale w drodze do Krakowa pojawił się przed nami Beskid Wyspowy. Każdy dobrze znający tą okolicę wie, że łatwo nie jest i choć najtrudniejsze ścianki ominęliśmy to i tak nie obyło się bez wypychania. Choć jest stromo, to nie oznacza wcale, że te podjazdy są spektakularnie długie. Nie, to najwyżej kilkaset metrów trudniejszych fragmentów, które są najczęściej wynagradzane wspaniałymi widokami.

Przy dobrej pogodzie – a taką mieliśmy, można pomiędzy szczytami dostrzec Tatry, które wciąż ośnieżone wyglądają oszałamiająco. Niestety, matryca aparatu Ricoh GR3 tego zarejestrować nie potrafiła.

Im bliżej Krakowa tym tłok na drogach – tych lokalnych – był coraz większy. Jazda stawała się coraz bardziej męcząca. Na szczęście na ten dzień zaplanowaliśmy niecałe 100 kilometrów by bez zbędnego stresu wsiąść do pociągu na Dworcu Głównym, wcześniej zwiedzając nieco krakowską starówkę.

Cicha turystyka rowerowa

Wybór regionów, które w ciągu trzech dni odwiedziliśmy okazał się strzałem w dziesiątkę. To, że jest to rzadko odwiedzany obszar niech świadczy fakt że spotkanych turystów rowerowych moglibyśmy policzyć na palcach dwóch rąk. Ba! W ogóle rowerzystów, tych uprawiających kolarstwo szosowe, czy niedzielnych turystów było naprawdę niewielu.

Beskid Niski, w którym spędziliśmy najwięcej czasu, skrywa zdecydowanie wiele ciekawych zakątków, niż można było obejrzeć w ciągu tej podróży. Niektóre ominęliśmy celowo, inne dostrzegliśmy dopiero w trakcie jazdy, ale mając określony plan i czas nie mogliśmy sobie pozwolić na odbijanie z trasy. Jest to powód by tutaj wrócić i poznać ten region Polski lepiej.

postój rowerowy

Zestaw na bikepacking

Ten krótki 3-dniowy wypad był wstępem do „większego” wyzwania. Stąd ilość sprzętu i toreb na rowerach, z których niekoniecznie podczas wyjazdu korzystaliśmy. Jest kilka rzeczy do poprawy, by zwiększyć jakość i komfort jazdy. Uprzedzając pytania, które pojawiają się zawsze, poniżej lista toreb, które wykorzystaliśmy na naszych rowerach.

PanTytanRondo Ruut
– Torba Podsiodłowa: SZakwa Blahol
– Torba w ramie: Blackburn
– Bukłak: Apidura
– Torba na ramie: Revelate Design
– Foodbag: Decathlon
– Uprząż: Custom
– Worek: Sea to Summit
– Narzędziownik: Fabric
– Torba podsiodłowa: BabyLegs Bags
– Torba w ramie: Blackburn
– Torba na ramie: PRO Discover
– Torba na kierownicy: HikingDog
– Foodbag: Decathlon
– Narzędziownik: Elite

Udostępnij

O autorze

Jeździmy na rowerach i poznajemy piękne miejsca. Tutaj je opisujemy i zachęcamy do wypraw małych i dużych.