Klasyk Południa. Tak kolarska społeczność Wrocławia i okolic nazywa pętlę wokół wznoszącej się nad okolicą Ślęży. Ilość możliwych konfiguracji takiej rundy jest spora i powiększa się z każdym rokiem, wraz z kolejnymi remontowanymi drogami. Klasycznie, znaczy po asfaltach i to najlepiej idealnie gładkich, których na Dolnym Śląsku nie brakuje. …a jakby tak zrobić go zupełnie nieklasycznie? Z wykorzystaniem gravela i ścieżek niekoniecznie asfaltowych?
Ten pomysł przyszedł mi do głowy, gdy zacząłem układać trasę niecodziennego wyścigu #thesociallydistanced. To inicjatywa brytyjczyków, znanych bardziej jako ADVNTR, którzy nie mogli w tym roku „z przyczyn wiadomych” zorganizować swojego autorskiego pomysłu na ściganie i bikepacking – The Distance. Mówiąc w skrócie to zorganizowany event bikepackingowy, w którym z jednej strony jesteśmy zdani na siebie, przeżywamy różne przygody, a z drugiej mamy zapewnioną podstawową organizację, ciepły posiłek, czy nawet kemping.
W tym roku pandemia koronawirusa sprawiła, że organizatorzy byli zmuszeni zrezygnować z eventu w swojej oryginalnej formule. Postanowili jednak, że impreza się odbędzie – pod wspomnianą wyżej nazwą. O ile w Wielkiej Brytanii ilość uczestników jest ściśle limitowana do 150 osób, to w edycji „covidowej” mógł wziąć udział każdy, w dodatku w każdym zakątku świata. Wziąłem udział i ja, zaliczając najlepszy „Klasyk Południa” w swoim życiu.
Ponieważ tuż za oknami swojego mieszkania widzę rzekę Bystrzycę, postanowiłem wybrać się jej doliną. Z pomocą przyszły mi dwa szlaki rowerowe, które są wytyczone (i bardzo dobrze oznakowane) w gminie Kąty Wrocławskie: niebieski – Szlak Bobra i zielony – Pętla Bielika. Szlaki, które zapewniły chwilami, ekstremalne rowerowe wrażenia. Na kilku stronach internetowych można znaleźć opisy, które je reklamują jako przyjemne ścieżki na rodzinną niedzielną wycieczkę. Ale czy na pewno? Po drodze nie brakowało niezbyt łatwych singli, połamanych, przecinających drogę drzew, gęstych traw, czy wąskiej ścieżki pomiędzy rolniczymi polami. Mam wątpliwości, czy każda rodzina byłaby z takiej wycieczki zadowolona, za to na przygodę bikepackingową te szlaki nadawały się idealnie!
Ścieżki potrafiły się kończyć w środku pola, a ja musiałem po omacku szukać alternatywnej ścieżki, próbując wrócić na wcześniej przygotowany ślad. Zaliczyłem gęste pokrzywy, które moje nogi czuły jeszcze dwa dni po wyprawie, prywatną posesję, która okazała się być nie dość że zamknięta od frontu, to jeszcze chroniona i monitorowana! Odkryłem kilka ciekawych miejscówek, które do tej pory omijałem zupełnie nieświadomie (i ani trochę nie zamierzam Wam ich zdradzać! (: ). Zupełnie szczerze muszę Wam przyznać, że przeżyłem naprawdę ciekawą przygodę.
Na 135 kilometrów śladu raptem 50 kilka było po asfaltach. Ale co trzeba nadmienić – wiele z nich bardzo średnio nadaje się do pojechania tam klasyczną szosą. W dodatku większość z nich przemierzałem w drodze powrotnej, gdy silny północno-zachodni wiatr nie pozwolił się rozpędzić więcej niż 20 km/h. Na domiar złego, niemal przez cały dzień ów wiatr nie pozwolił wypuścić drona w górę, nieco zaburzając mój pomysł na dokumentowania przejazdu za pomocą filmów i zdjęć z „nieco innej perspektywy”.
Bo – co istotne – #thesociallydistanced to nie tylko przejechanie wybranej przez siebie trasy, ale również – a może przede wszystkim – odhaczenie 15 „typowych zachowań” jakich doświadczamy w trakcie bikepackingowej przygody. Nie wszystkie z tych zadań były proste i oczywiste. Niektóre wymagały naprawdę sporego wysiłku czy to fizycznego, czy intelektualnego. I tak oto dzięki Brytyjczykom pierwszy raz w życiu pojechałem na rower w koszuli flanelowej (całkiem ciekawe doświadczenie!), szukałem miejsc historycznych i zbierałem śmieci po innych. Tak naprawdę to zdobywanie kolejnych punktów z #bingocard było najlepszą częścią tej wyprawy. To sprawiło, że frajda i przyjemność z jazdy była przednia. Nabrałem ochoty by spróbować więcej i chętnie wybiorę się w przyszłym roku na prawdziwy The Distance. Oby mógł się już odbyć!