Temperatury na zewnątrz wyraźnie wskazują, że zbliża się najmniej pożądana dla kolarzy pora roku. Ale czy należy rezygnować z roweru? Ależ skąd! Więc zapytacie, jak się ubrać zimą na rower? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie, pokazując Wam swoją garderobę.
Czy warto wyjść na rower?
Wielu z Was zastanawia się pewnie czy w ogóle warto wychodzić zimą na rower. Ile jest korzyści, a ile minusów. Przecież w końcu można wyciągnąć trenażer i pokręcić w zaciszu własnego domu. Unikamy smogu, przeziębienia, przemoczenia. Co więc miałoby nas motywować do tego, by z tego domu jednak wyjść?
W moim przypadku podstawowym argumentem, który przemawia za wyjściem na zewnątrz jest poczucie przestrzeni i możliwość przebywania na świeżym powietrzu. Tego nie da mi Zwift, ani żadna inna aplikacja do chomikowania w domu. I to jest podstawowy argument, który przedstawiam każdemu, kto pyta mnie o to dlaczego wychodzę zimą na rower.
Jednak to nie samo wychodzenie na zewnątrz nastręcza problemów, a zagwozdki o to w co się ubrać. Mógłbym odpowiedzieć banalnym stwierdzeniem: odpowiednio, ale taka odpowiedź nie jest tak oczywista jakby się mogło wydawać.
Ubiór na cebulkę
Zapewne nie raz i nie dwa słyszeliście od swoich mam i babć, żeby ubierać się na cebulkę. Również w przypadku jazdy rowerem jest to podstawowa zasada jaką powinniście się kierować, kompletując Waszą zimową garderobę. Ale od razu zaznaczam, że więcej wcale nie znaczy lepiej. Bo im więcej warstw, tym większe ryzyko przegrzania, co może skutkować na zjazdach łatwym i szybkim wyziębieniem organizmu. A takie skoki temperatury ciała w trakcie jazdy mogą mieć przykre konsekwencje kolejnego dnia, gdy będziemy zmuszeni wziąć zwolnienie chorobowe. Jak tego uniknąć?
Przede wszystkim każdy z nas ma inną wrażliwość na temperaturę i u jednych organizm asymiluje się łatwiej, a u innych trudniej do cięższych warunków. To jak bardzo jesteś odporny na zimno zależy od wielu czynników. Jeśli nigdy nie próbowałeś jeździć zimą, schowaj do podsiodłówki kilka dodatkowych warstw, które pozwolą Ci na zachowanie termicznego komfortu. Ubierz się tak, jak uważasz za optymalne dla siebie i reaguj szybko, gdy zacznie Ci się robić zbyt ciepło, lub będziesz czuł że się wyziębiasz.
Nie tylko temperatura
Gdy masz w planie ruszyć na rowerową wycieczkę zimą i spoglądasz tylko na temperaturę możesz się bardzo negatywnie zaskoczyć. Równie ważne jest sprawdzenie aktualnej wilgotności powietrza, czy prędkości i kierunku wiatru. Bo o ile temperatura może się wydawać sprzyjająca, to dwa wyżej wspomniane czynniki, mogą sprawić że wcale komfortowo nie będzie.
W okresie jesienno-zimowym zdecydowanie częściej niż w cieplejszych miesiącach mamy do czynienia z zimnym i porywistym wiatrem, a także z dużą wilgotnością, która diametralnie zmienia postrzeganie komfortu cieplnego w trakcie jazdy zimą na rowerze.
Dlatego warto zainwestować w odzież, która posiada warstwę blokującą wiatr, tzw. windstopper. Gwarantuję Ci, że tak wydane pieniądze nie będą wyrzuconymi w błoto, a Ty z radością będziesz cieszył się kolejnymi kilometrami spędzonymi na siodełku. Podam Ci prosty przykład. Kilka lat temu kupiłem czerwoną kurtkę Odlo, którą widzisz na zdjęciu w tle postu. Jest prosta, ale jakże genialna! Dzięki niej niemal o 180 stopni zmieniłem zdanie o jeździe na rowerze zimą. I teraz zapewne Ciebie zaskoczę. Jeżdżąc nawet w minusowych temperaturach, wystarcza mi pod spodem jedynie potówka. Nie zakładam nic więcej! Nie podam Wam jej modelu, ponieważ już dawno nie jest produkowana, ale z dużym prawdopodobieństwem szwajcarski producent posiada obecnie w ofercie równie dobre alternatywy.
Co innego, gdy jestem zmuszony do dłuższego postoju. Wówczas rozgrzane ciało szybko się wychładza i potrzebuje dodatkowej warstwy. Za taką służy mi kurtka Patagonia Micro Puff® Hoody. Jest bardzo lekka i kompaktowa, a sztuczny puch będący autorskim rozwiązaniem inżynierów Patagonii (zdecydowanie lepszym od Primaloftu), ogrzewa na tyle, że stała się ona kurtką zimową, z której korzystam na co dzień – nie tylko na rowerze.
Dobra kurtka zimowa to inwestycja na lata. Ja nawet nie rozglądam się za niczym nowym, wiedząc że ciuch który mam w swojej szafie gwarantuje mi przyjemną jazdę.
Gdy jest nieco cieplej, za grzbiet zakładam bluzę merino z Decathlon’a, która moim zdaniem jest świetnie wydanym pieniądzem. Osoby, które widziały mnie na Pucharze Polski CX na Bryksach, dostrzegły zapewne, że spędziłem w niej cały dzień i nie marzłem. W przypadku opadów, wykorzystuję to, co normalnie podczas letnich eskapad. Obecnie jest to zestaw wodoodporny: kurtka JMP, oraz spodnie EVADICT z Decathlon’a.
Pierwsza warstwa
Ubieranie się zimą na rower rozpoczynać będziemy zawsze od bielizny termoaktywnej. Moim faworytem, który wykorzystuję już trzeci sezon jest koszulka z długim rękawem z dodatkiem wełny merino. Stosuję model GripGrab Merino Polifibre Long Sleeve i nie wyobrażam sobie jazdy zimą w czymkolwiek innym. Jest odpowiednio dopasowana (ale nie obcisła) i zapewnia doskonały komfort w trakcie jazdy. Mimo, że w szafie inne base layer’y, to namiętnie i bez przerwy wykorzystuję wciąż wspomnianą powyżej. A obecność wełny merino sprawia, że przez długi czas nie mam potrzeby wkładać jej do pralki.
Jeśli chodzi o dolną część odzieży termoaktywnej, to wykorzystuję ją sporadycznie, głównie podczas bardzo długich jazd (ponad 6h w siodełku), mrozu, lub upierdliwego, wychładzającego wiatru. Moim faworytem, a w zasadzie jedynymi spodniami termoaktywnymi są legginsy Icebreaker z sporym dodatkiem wełny merino. W cieplejsze dni i podczas krótszych wypadów zakładam normalne letnie krótkie spodenki, oraz nogawki z windstopperem i warstwą polaru.
Głowa, stopy, dłonie
Jednak nic Wam nie da dobór dobrej odzieży, jeśli nie zadbacie odpowiednio o trzy elementy wymienione w nagłówku powyżej. To właśnie przez głowę, stopy i dłonie ucieka najwięcej ciepła i jeśli w tych miejscach nie będziecie czuć komfortu cieplnego, to będziecie wychładzać całe ciało. A tego przecież nie chcecie.
Czy istnieją idealne produkty, które gwarantują, że nie zmarzniesz w głowę i stopy? Odpowiedź jest prosta: NIE. To, co będzie się sprawdzać u jednych, niekoniecznie zadziała u kogoś innego. Poza tym wspomniane wyżej wiatr i wilgotność mogą sprawić, mimo – wydawałoby się – dobrych produktów, będziecie czuli zimno.
Rękawice
Przyznam bez bicia, że jeżeli chodzi o rękawice rowerowe wciąż nie odnalazłem złotego środka. Próbowałem wielu różnych modeli różnych producentów. Ale żadne z nich nigdy nie zdały do końca egzaminu. Rozwiązaniem pośrednim, które z sukcesem zacząłem jakiś czas temu stosować, jest wykorzystanie cienkich rękawic z wełny merino, na które zakładam główną rękawicę. Poza tym często zabieram ze sobą dodatkową parę, która w przypadku przepocenia, pozwoli mi na utrzymanie odpowiedniego komfortu.
Na chwilę obecną korzystam z czterech par rękawic: GripGrab WATERPROOF KNITTED THERMAL GLOVES, Sealskinz Waterproof All Weather Insulated, Rockbros Ski, oraz Meteor WX400. Te ostatnie najczęściej z dodatkową warstwą merino z Decathlon’a. Każde z nich są inne.
Gripgrab mają świetną warstwę przeciwwiatrową, ale są z dzianiny. Sealskinz są zaś ekstraordynarnie wodoodporne, ale nieco brakuje im windstoppera, ponadto bardzo szybko się w nich pocę. Rockbros to kaliber na temperatury sporo poniżej 0 stopni (-10 to tak w sam raz), ale nigdy mnie nie zawiodły i moim zdaniem w swojej cenie są świetne. Choć wystarczy im chwila postoju, by zacząć odczuwać chłód w palcach. Meteor’y kupiłem zaś kiedyś ratunkowo w Korba Strzelin. Sympatyczna ekipa sklepu namówiła mnie na nie, choć nie wyglądały i nie kosztowały jak coś godnego polecenia. A dzisiaj są moimi podstawowymi rękawicami, które najczęściej wykorzystuję.
Rzeczą, którą zawsze zabieram na dłuższe zimowe wypady, są chemiczne ogrzewacze. Jest to dla mnie opcja awaryjna, z której – przyznam szczerze – jeszcze nigdy nie musiałem korzystać.
Skarpety, owiewki, buty zimowe
Jeśli chodzi o stopy, stosowanych rozwiązań do wyjścia zimą na rower jest sporo. W ciągu kilku lat jazdy przetestowałem wszystkie z nich i dzisiaj najczęściej korzystam z… skarpet z wełną merino. Tylko i wyłączenie. Żadnych owiewek, toe cover’ów i innych wynalazków. GripGrab Merino Winter Socks załatwiają temat. Po prostu. Każdy, kto ze mną jeździ w zimniejsze dni, dziwi się mocno na brak owiewek, ale ja ich zwyczajnie już nie potrzebuję. Owszem, leżą w szafie, nówka sztuki, nie używane. Gdy wilgotność jest większa, stosuję nieco większy kaliber, mianowicie GripGrab WATERPROOF MERINO THERMAL SOCKS, które są nieco grubsze i mają dodatkową warstwę zapewniającą odporność na wilgoć.
Rozwiązaniem chwalonym przez wielu są buty zimowe… których nigdy nie miałem okazji, ani też potrzeby wykorzystywać. Ale wspominam o nich, może dla Ciebie okażą się złotym środkiem.
Czapki
Najważniejszym miejscem naszego ciała jest głowa. Dlatego bardzo istotne jest zadbanie o to, by chronić ją dobrze przed wychłodzeniem. Podczas wyjść zimą na rower korzystam najczęściej z… typowej, letniej czapeczki kolarskiej. Musi być naprawdę zimno, bym założył czapkę zimową, którą również posiadam, ale zwyczajnie jest mi w niej przeważnie za ciepło. Jak w takiej sytuacji sobie radzę z uszami, zapytacie zapewne. Otóż, zakrywam je buffem. To wspaniały wynalazek, który służy nie tylko ochronie szyi, ale przy odpowiednim ułożeniu pozwala ochronić większą część głowy.
Przecież to kosztuje
Gdy spoglądasz na ceny linkowanych przeze mnie produktów, zapewne wielokrotnie łapiesz się za głowę. Tyle wydać na zimowy ubiór? To trenażer jest tańszy. W pakiecie z planem treningowym. Niewątpliwie zimowa jazda na rowerze nie jest tanią zabawą, ale ja traktuję takie zakupy jako inwestycję. Bo wiem, że każdy taki zakup, każda rzecz będzie mi służyć długie lata. Ponadto do stanu obecnej garderoby dochodziłem kilka lat, co też ma niepodważalnie duże znaczenie. Nie będę również ukrywał, że część z tych produktów (od marki GripGrab) otrzymałem jakiś czas temu do testów. Ale polecam je nie dlatego, że dostałem je za darmo, tylko dlatego że są naprawdę dobre.