Kto mnie zna, wie że o własnym customowym rowerze myślałem już od dłuższego czasu. Takim, który będzie dopasowany do moich potrzeb i planów, który najpełniej pozwoli mi cieszyć się z kolejnych kilometrów spędzanych na siodełku. Poszukiwałem, rozmawiałem, starałem się znaleźć coś, co będzie odpowiadać moim potrzebom. Długo w mojej głowie krążyła myśl o ramie stalowej, w końcu w Polsce mamy kilku naprawdę solidnych rzemieślników potrafiących z rurek Columbusa czy Reynoldsa robić cuda. W zasadzie byłem już przygotowany do złożenia zamówienia, gdy sprytne algorytmy reklamowe zaczęły mi proponować ramy tytanowe… z Chin. Rower tytanowy… hmm.
Tytan w kolarstwie nie jest powszechnym rozwiązaniem z wielu względów. Zresztą wystarczy zobaczyć ilu czołowych producentów ma takie ramy w swoich ofertach. Nie dzieje się tak bez przyczyny, ale znam osoby, które zasmakowały tytanu i nie wyobrażają sobie powrotu „do przeszłości”. Tytan posiada właściwości, które sprawiają, że jest doskonałym materiałem do budowy ram rowerowych. Mała gęstość, wysoka odporność na zmęczenie i korozję sprawiają, że rama z tego materiału jest nie tylko mocna i trwała, ale także względnie lekka.
Tytan nie utlenia się ani nie koroduje w żadnych warunkach atmosferycznych, nie trzeba go nawet konserwować ani malować. Dzięki właściwościom zbliżonym do stali, tytan ma taką samą elastyczność, tylko jest bardziej wyrazisty. Dlatego jest nieco bardziej „elastyczny”, co oznacza, że może absorbować nierówności dróg. Chiński tytan – czy to ma prawo się udać? Długo zadawałem sobie to pytanie, jednocześnie prowadząc przez stronę Alibaba wstępne rozmowy z kilkoma fabrykami: XACD, Ti-Titan i Waltly. Po kilku nieprzespanych nocach, poszukiwaniu opinii i recenzji i wielu dniach namysłu – zdecydowałem się na złożenie zamówienia w tej ostatniej.
Dlaczego Waltly?
Na wybór Waltly Titanium z Xiamen złożyło się wiele czynników. Poza bardzo dobrymi recenzjami, jakie można znaleźć na forach rowerowych, istotny wpływ miało kilka innych rzeczy. Przede wszystkim Sumi Lai – dziewczyna, która była moim „opiekunem klienta”. Bardzo szybko i rzeczowo odpowiadała na każdą moją wiadomość, odpowiedzi nie były szablonowe i wyciągnięte z katalogu. W przeciwieństwie do innych fabryk, czułem tutaj, że osoba po drugiej stronie doskonale wie co sprzedaje, ma sporą wiedzę techniczną i przede wszystkim chce mi dostarczyć dobry produkt, który będzie odpowiadał w pełni moim potrzebom. Współpraca z Sumi była naprawdę przyjemnością, a obsługa klienta w jej wykonaniu to coś, czego osobiście nie doświadczyłem jeszcze nigdzie.
W przypadku innych firm odpowiedzi były szablonowe, możliwość ingerowania w projekt bardzo ograniczona, a pomoc i sugestie ograniczały się najczęściej do stwierdzeń „za zmiany trzeba dopłacić”. Jeszcze ciekawsze było to, że np. Ti-titan przysłał mi katalog produktów… Waltly’ego. Przyznam szczerze, że długo nie wiedziałem, czy i Waltly mogę zaufać. Wprawdzie opinie i recenzje przemawiały za, ale dla mnie miała być to pierwsza „tak poważna” transakcja z chińską firmą.
To, co ostatecznie zachęciło mnie do złożenia zamówienia, to fakt że Waltly robi ramy dla wielu zachodnich brandów. Niektóre z nich, jak np. Alpkit oferujący tytanowe Sonder’y wcale się z tym nie kryje. Inne, jak Curve są bardziej tajemnicze (spójrz na FAQ), ale u źródeł „w tajemnicy” potwierdzono mi że australijczycy też zamawiają ramy z Xiamen. Zresztą kilka elementów na ramach Curve potrafi zdradzić ich pochodzenie.
Nie ukrywam, że australijskie – jak do nie dawna sądziłem – ramy podobały mi się już od dawna. Fakt, że ludzie na rowerach Curve pokonywali The Trancontinental Race (a nawet zajmowali 2. miejsce), czy 18 000 km z North Cape do Cape Town (i to z rekordem trasy), ostatecznie zachęcił mnie do spróbowania czym jest tytan. Tytan w chińskim wydaniu.
Zamówienie
Schemat zamówienia customowej ramy w Waltly można sprowadzić do kilku punktów:
1. Przedstaw swoje plany – zaprezentuj swój pomysł na projekt i wymagania, na tej podstawie zostanie podana wycena.
2. Projekt – po uzgodnieniu i zapłaceniu 50% przedpłaty, rozpoczyna się proces projektowania, nanoszenia zmian na rysunkach technicznych, rozwiewania wątpliwości odnośnie różnych bardziej lub mniej głupich pomysłów;
3. Zamówienie / Produkcja – Po akceptacji projektu, trafia on na produkcję, a raczej do dość długiej kolejki.
4. Grafika – Gdy rama jest gotowa, dostajemy zdjęcia do zaakceptowania, a następnie dodawane są takie elementy jak np. logo, czy specjalne wykończenie ramy
5. Wysyłka – która może się ciągnąć w nieskończoność. Ale nie musi.
No to przejdźmy przez każdy z punktów bardziej szczegółowo.
Przedstaw swoje plany
Moim celem było stworzenie roweru, który jak najbardziej odda charakter tego, co na nim robię. Który najpełniej pozwoli mi cieszyć się z kolejnych kilometrów na siodełku. Który będzie względnie szybki, ale i pozwoli na większą zabawę w terenie. Nie da się ukryć, że sporo inspiracji stanowiła geometria mojego Ridley’a X-Trail (obecnie Kanzo), którą zmieniłem tylko o kilka elementów pozwalających na uzyskanie czegoś żwawszego i bardziej dynamicznego, ale jednocześnie wciąż bardzo komfortowego.
Przesłałem rysunki do Sumi, która bardzo szybko odpowiedziała, że ich standardowa rama gravelowa „jest bardzo podobna”. I to na niej oparliśmy nanoszenie wszelkich zmian do projektu. To „podobieństwo” wpłynęło też na cenę, bo oznaczało niewielkie zmiany w przypadku ustawienia rurek do spawania. Wycena za ramę wyniosła 880 dolarów, wraz z sztywną osią, tytanową obejmą sztycy w komplecie, oraz własnym logo na główce ramy.
Projekt
Po wpłaceniu 50% zaliczki, rozpoczęliśmy proces „szycia ramy na miarę” pod moje oczekiwania. Tak jak wspomniałem wcześniej, dużą część wymiarów przeniosłem z mojego Ridley’a. W tylnym trójkącie skróciłem o 1 cm widełki, które i tak bez problemu przyjmą szeroką oponę, ale pozwolą na nieco żwawszą jazdę. Również z tego powodu, nieco zmieniłem kąty nachylenia tylnego trójkąta i główki. Kluczem dla mnie było jak najwierniejsze odzwierciedlenie wartości reach i stack, jakie miałem zarówno w Ridley’u jak i Rose. Udało się to dokonać niemal idealnie, różnice są o 1-2 mm.
Dodam też, że nie mam specjalnej wiedzy technicznej, a wszelkie zmiany wprowadzałem po konsultacjach z mądrzejszymi ode mnie, ale i również na „własne wyczucie”. Dodałem również kilka otworów pod uchwyty na bidony i inne elementy. Efektem był taki oto rysunek techniczny:
Zamówienie / Produkcja
Po akceptacji projektu, zamówienie trafia do kolejki na linię produkcyjną. W moim przypadku oczekiwanie na ramę trwało ponad dwa miesiące: od 22.10 do 29.12, co było spowodowane przede wszystkim produkcją ram OEM. Końcówka roku to wzmożony okres działalności, a nie trzeba nikomu mówić, że obecne czasy pod względem popytu na wszystko co rowerowe jest spore. Było to jednak dla mnie jak najbardziej akceptowalne. Gdy rama była gotowa, Sumi przysłała mi zdjęcia do akceptacji, oraz rozpoczęliśmy proces „graficzny”.
Możecie z ramą zrobić co tylko wymarzycie i wymyślicie, począwszy od piaskowanego logo, po kreatywne anodowanie. Ja postanowiłem zostawić surowy i lśniący tytan, dodając jedynie swoje niewyróżniające się logo bez żadnych napisów na główce. Koszt jakiej ekstrawagancji to 30 dolarów, ale np. kolorowanie całej ramy to już połowa wartości ramy. Choć efekty mogą być zachwycające.
Wysyłka
Gdy wszystko jest OK i akceptujecie wykonanie, zapłacicie pozostałe 50%, rama zostanie przygotowana do wysyłki. Wysyłki, która w zależności od sytuacji może trwać chwilę, lub wieczność. Ja miałem nie-przyjemność doświadczyć tego drugiego. Skorzystałem z polecanej (i tańszej opcji) agenta celnego XDB. W błędnej opinii wielu osób polega ona na „unikaniu” opłat celnych, w szczególności cła antydumpingowego (które osób indywidualnych i tak nie dotyczy, tylko trzeba taki zakup wcześniej zgłosić w odpowiednie miejsca), które może zostać doliczone do części rowerowych sprowadzanych z Chin.
A naprawdę jest to usługa agencji celnej, która wszelkie opłaty i formalności bierze na siebie. De facto cło i VAT macie w cenie przesyłki. Czy jest to dobre? Tak, bo przeważnie koszt przesyłki jest niższy niż sama procedura celna w przypadku np. standardowego EMS. Taki agent celny płaci stawkę ryczałtową od wielu przesyłek – nie tylko od jednej – a następnie z użyciem swojej europejskiej siedziby nadaje paczkę do odbiorcy docelowego bez dodatkowych opłat. Obie strony są zadowolone. No chyba, że czas przesyłki znacząco odbiega od pierwotnych deklaracji.
Na początku dostałem informację od Sumi, że paczka dotrze do mnie w około 15-20 dni. Myślę – OK, skceptowalne. Kolejny mail i informacja, że z powodu COVID przesyłka może się „troszeczkę” opóźnić. Jeszcze kolejny, to informacja że paczka nie poleciała samolotem, a pociągiem po Nowym Jedwabnym Szlaku… Do Czech. Stamtąd do Niemiec. By ostatecznie po 47 dniach dotrzeć do mnie.
Dzisiaj chyba wolałbym oszczędzić sobie stresu związanego z przedłużającym się czasem dostarczenia paczki, zapłacić podobną stawkę za DHL i dopłacić później koszty celne (które i tak nie byłyby wielkie). A przesyłkę miałbym mniej więcej po tygodniu. Z drugiej strony zima, jakiej doświadczyliśmy i tak nie pozwoliłyby mi z nowego roweru skorzystać, więc w sumie… Ponadto Waltly zachował się bardzo fair i po rozpatrzeniu moich uwag i spostrzeżeń związanych z procesem spedycyjnym, zwrócił mi koszty przesyłki.
Komponenty
Budowanie roweru customowego ma jedną niewątpliwą zaletę – wkładacie do niego wszystko co chcecie. Bez żadnych kompromisów na które jesteście zmuszeni przy wyborze gotowego roweru od producenta. No, może prawie bez żadnych, bo muszę przyznać że dostępność części rowerowych jest obecnie bardzo ograniczona. Poszczególne elementy zamawiałem w wielu miejscach, zarówno w Polsce, jak i w Czechach, Niemczech i Hiszpanii. I wbrew pozorom – finalnie wyszło całkiem przyzwoicie cenowo.
Napęd
Postawiłem na kompletny zestaw Shimano GRX 600. Dlaczego nie Di2, czy elektronika w ogóle, zapytacie? Przyznam, że taka opcja była – na stole miałem Sram Force eTap, ale nie zdecydowałem się na to. Być może ze względu na nie zawsze pozytywne opinie, być może ze względu na brak doświadczenia w dłuższym użytkowaniu elektronicznego napędu. A może najbardziej dlatego, że chyba jeszcze do elektroniki nie dorosłem. Poza tym GRX-a chłopaki w Libercu sprzedali mi w naprawdę atrakcyjnej cenie! Jedyną zmianą w napędzie będzie wymiana blatu na nieco większy, by móc cieszyć się bardziej jazdą szosową. Ale to za jakiś czas.
Kokpit
Do GRX-owego kompletu wybrałem kokpit Pro Discover: kierownicę o długości 42 cm i mostek 10 cm. Kierownica ma kilka rzeczy, które mi się podobały: mały reach, jest płaska i ma wygodną flarę, która w terenie już będzie bardzo pomocna, a na szosie nie będzie przeszkadzać. Owijka to Supacaz Super Kush Black.
Siedzisko
Siodełko jakie będzie mi towarzyszyć – przynajmniej w najbliższym czasie to Selle San Marco ShortFit Supercomfort Wide 142mm, które otrzymałem we współpracy z Selle Italia. Jego charakter jest zdecydowanie inny niż moich dotychczasowych, ale po pierwszych testach jestem w stanie zaufać Alberto – product menagerowi Selle Italia, że będę z niego zadowolony. Sztyca to również włoska produkcja – tym razem od 3T, model Zero25. Charakteryzuje się możliwością zmiany offsetu z 25 mm na 0 mm, co mam nadzieję będzie niewątpliwą zaletą na długodystansowej jeździe z wykorzystaniem lemondki.
Koła
Ten akapit będzie tylko wstępem do osobnego postu, który poświęcę marce Dandy Horse. Chłopaki z Warszawy zasługują na to, bo współpraca z nimi była przyjemnością. Po długiej wymianie zdań, zdecydowałem się postawić na lekkie karbonowe obręcze Pulsar na grubszych niż stardardowo szprychach i piastach Bitexa, które składane są ręcznie w zakładzie na Mokotowie. Zapytacie dlaczego nie zdecydowałem się na wyższy stożek? To odpowiem Wam pytaniem: A po co mi wyższy stożek?
Zapytacie dlaczego nie szeroka obręcz hookless? Bo te koła mają służyć głównie na szosie. Do zabaw w terenie planuję mieć drugi komplet 27,5″ (a może zostawię obecnie ujeżdżany w Ryśku?). Pod moje wymagania nic więcej mi nie trzeba. Opony to Panaracer Gravelking SS+ o szerokości 35 mm.
Ile to wszystko kosztuje?
Nie odpowiem Wam na to pytanie w wartościach bezwględnych, dlatego że ceny zarówno poszczególnych komponentów, jak i koszty przesyłki wariują w ostatnim czasie. Dla mnie koszt całkowity wyszedł przyzwoicie – poniżej zakładanego budżetu i był niewiele wyższy, niż gotowy rower tytanowy z pewnego sportowego sklepu z niebieskim logo. Ale za to z komponentami które chciałem mieć, a nie które wcisnął mi producent.
Rama:
Ręcznie spawana z tytanu lotniczego 3Al/2,5V i 6Al/4V
Widelec:
carbon monocoque 1-1 / 8 ”- 1-1 / 2” tapered
Napęd:
Shimano GRX 600 1x 40t, 11-42
Kokpit:
Pro Discover: kierownica 420mm, mostek 100 mm
Supacaz Super Kush Black
Koła:
Dandy Horse Custom: Pulsar Rims, Bitex Hubs 24, Centerlock, 28″
Panaracer GravelKing SS+ 35mm
Sztyca:
27,2 mm 3T Zero25
Stery:
Cane Creek Hellbender 70 52/42 IS
Siodełko:
Selle San Marco ShortFit Supercomfort Wide 142mm
Support:
BSA 68 mm Wheels MFG Road
Waga
To ile finalnie rower będzie ważył, nie miało dla mnie takiego znaczenia, jak to jak się będzie prowadził. Ale ponieważ wielu z Was nie zaśnie bez odpowiedzi na to pytanie, zdradzę nieco szczegółów.
Sama rama waży około 1800 gram, widelec około 450 gram. Koła niewiele ponad 1500 gram. Złożony rower w konfiguracji na zdjęciu w tle, bez torebek, bidonów, lampek – ale z pedałami (niezbyt lekkimi swoją drogą) waży 9 kilogramów.