Torba, która wypełnia wnętrze ramy to rozwiązanie, które wydaje się być świetne, ale dla wielu ma jedną, zasadniczą wadę. Tracimy uchwyty montażowe, które są dedykowane bidonom. To jest powód dla którego wiele osób sceptycznie podchodzi do takich rozwiązań. Przez długi czas również byłem po stronie przeciwników full-frame bag’ów, jednak ten rok i doświadczenia zdobyte podczas mojej szwajcarskiej wyprawy, pozwoliły mi zmienić zdanie na ten temat niemal o 180 stopni.
Torbę Blackburn Outpost Elite posiadam już drugi rok. Przemierzyła ze mną tysiące kilometrów w różnorodnym terenie, m.in. zaliczając Great Lakes Gravel. To solidna propozycja z dożywotnią gwarancją. To ważne, bo czuję że zamki które zastosowane są w tych torbach nie przetrwają próby czasu. Ale jest to problem, który dotyka nie tylko toreb Blackburn’a.
Polubiłem tą torbę za kilka rzeczy. Przede wszystkim wodoodporność. Torba jest klejona i w 100% wodoodporna. Ma wygodną przegrodę na podręczne rzeczy, w której można schować dokumenty czy telefon, nie obawiając się, że stanie się im coś niedobrego w trakcie niespodziewanego deszczu. Z drugiej strony otwarte kieszenie pozwalają schować drobne przekąski. Poza tym jest bardzo lekka! Naprawdę. Waży mniej niż każdy inny element mojego zestawu bikepacking’owego.
Zarówno Rysiek na którym jeździłem wcześniej, jak i #PanTytan polubiły się z nią za idealne dopasowanie. Wypełnia niemal całą przestrzeń dostępną w ramie, pozostawiając jedynie trochę miejsca w okolicach supportu, który wykorzystuję na umieszczenie zapasowej dętki. Jest niezwykle pojemna. Tak na dobrą sprawę, można spakować do niej wszystko, co niezbędne w weekendowej podróży.
Bukłak – czyli jak zastąpić bidon w ramie
Na dłuższych wyprawach pozwala schować rzeczy, które są przydatne w trakcie jazdy i szybki dostęp do nich jest priorytetem. Dwa niezależne zamki głównej komory pozwalają zachować lepszą organizację i ułatwiają korzystanie w trakcie bikepackingowych przygód. Choć ten dolny zamek jest dedykowany przede wszystkim bukłakowi. Przez ponad rok poszukiwań dedykowanego do Blackburna rozwiązania, której okazał się być „białym krukiem bikepacking’u”, ostatecznie zdecydowałem się na zakup rozwiązania konkurencyjnej Apidury.
I co? Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Bukłak pasuje idealnie i po kilkuset kilometrach w trasie (a może już nawet po tysiącach?) mogę powiedzieć, że to bardzo dobre rozwiązanie. Nie idealne, ponieważ napełnianie bukłaka przy wypełnionej torbie jest nieco uciążliwe i sprawia nieco kłopotów, ale pozwala zaoszczędzić sporo miejsca. 1,5 litrowy bukłak od Apidury jest niewiele większy niż jeden bidon 750 ml. Ponadto jego umiejscowienie – na dole torby sprawia, że wciąż pozostaje nam ponad 4 litry przestrzeni na co innego.
Wcześniejsze próby
Dotychczas korzystałem z półśrodków, chowając bidony w paśnikach przy kierownicy. Być może było to wygodne rozwiązanie, ale obciążało bardzo mocno przednie koło, oraz zabierało miejsce na inne rzeczy (tu: jedzenie), które w paśnikach schować można. W ubiegłym roku sprawdziłem również rozwiązanie uchwytu bidonów na siodełko, które okazało się największym rozczarowaniem. Po pierwsze dostęp do torby podsiodłowej stał się ograniczony. I to mimo, że moja SZakwa ma raptem 9 litrów pojemności. Było to bardzo niewygodne. Po drugie, okazało się rozwiązaniem bardzo nietrwałym. Wystarczyło kilkadziesiąt kilometrów tarki i wertepów w okolicach Borów Tucholskich, by – i to najśmieszniejsze – uchwyt odpadł na drodze krajowej i wpadł z bidonem pod mijającego mnie TIR’a.
Podsumowanie
Czy bukłak chowany w torbie wypełniającej wnętrze ramy jest rozwiązaniem dobrym? Jak już wspomniałem powyżej na pewno nie jest rozwiązaniem idealnym. Ale na chwilę obecną nie znam lepszego, które pozwoliłoby mi zachować odpowiedni środek ciężkości podczas bikepackingowych wypraw, a ponadto było łatwe w użyciu. Na chwilę obecną jest to dla mnie złoty środek, który pozwala komfortowo pokonywać kolejne kilometry długodystansowych podróży. A tych mam nadzieję w nadchodzącym nowym roku nie zabraknie.